Po burzliwej i ostrej dyskusji z samorządami
województw rząd podjął kompromisową decyzję o podziale 16 mld euro,
jakie Polska ma szansę uzyskać z Unii Europejskiej w latach 2007-13
na cele polityki regionalnej. Stosunkowo najwięcej z tej kwoty, powiększonej
o ok. 7,5 mld euro wkładu własnego, mają otrzymać województwa tzw.
Polski wschodniej: warmińsko-mazurskie, podlaskie, lubelskie, podkarpackie
i świętokrzyskie. Na każdego spośród przeszło około 8 mln mieszkańców
tych regionów wydane zostanie w latach 2007-13, w znacznej części
ze środków Unii Europejskiej, prawie 1000 euro, a na każdego spośród
30 mln mieszkańców pozostałej części kraju tylko około 500.
Licząc według produktu krajowego brutto na
mieszkańca, Polska wschodnia to obszar najuboższy, zarówno w Polsce,
jak w Europie. Zamożna Unia Europejska zamierza pomóc słabszym regionom.
Słuszne to i sprawiedliwe... Niewątpliwie taki podział środków jest
też wyrazem świadomej polityki rządu. Jego przedstawiciele mogą z
dumą podkreślać, że konsekwentnie realizują program „Polski solidarnej”,
który w demokratycznych wyborach uzyskał poparcie większości Polaków.
Opozycja złośliwie zauważy, że rządzący odwdzięczają się w ten sposób
uzależnionemu od dotacji budżetowych elektoratowi z Polski wschodniej,
licząc na poparcie w kolejnych wyborach. Obie opinie łatwo znajdą
argumenty, ale dyskusja (oby nie kłótnia!) na ten temat dopiero się
zaczyna. Niestety, minie kilkanaście lat, zanim będzie można dać uzasadnioną
teoretycznie i udokumentowaną statystycznie odpowiedź na pytanie,
czy środki unijne zostały wydane racjonalnie. Dzisiaj można najwyżej
stawiać prognozy i przeprowadzać symulacje. Ich podstawy naukowe są
jednak kruche, co przesuwa całą dyskusję do sfery polityki. Skoro
tak, to dzierżące demokratyczny mandat partie mają prawo sprawiedliwie
decydować. Zatem decydują...
Trzeba jednak zapytać: Czy jest uczciwe publicznie
dystansować się od projektu jedności europejskiej, wiedząc, że jego
podstawą jest zasada solidarności państw i regionów bogatszych z uboższymi,
a równocześnie głosić i realizować program „Polski solidarnej”? Czy
mieszkańcy regionów objętych największą pomocą zasługują na takie
przywileje, skoro w referendum w większości (poza mieszkańcami Warmii
i Mazur) wyrazili niechęć do Unii Europejskiej, a przede wszystkim,
wykazują jak dotychczas słabą wolę i umiejętności korzystania z jej
pomocy? Czy decyzje o wydawaniu tak wielkich środków publicznych w
ciągu praktycznie dziesięciu lat wolno opierać na mandacie politycznym
udzielonym (w najlepszym razie) na lat cztery?
Myślący odpowiedzialnie obywatele Rzeczpospolitej
mogą sobie na te pytania udzielić odpowiedzi samodzielnie. Międzynarodowe
doświadczenia dotychczasowych programów interwencyjnych państwa wskazują
jednak, że warunkiem niezbędnym ich sukcesu są elementarna uczciwość
i słuszność oraz zgoda społeczna na zasady realizacji. Nie jest uczciwe
brać i źle mówić o darczyńcy. Słuszne jest wspomagać ubogich, ale
tylko wtedy, gdy pomoc ta będzie właściwie spożytkowana. Długofalowe
plany rozwojowe dotyczące całego państwa wymagają rzeczywistej zgody
społecznej i nie powinny wynikać z chwilowej przewagi arytmetycznej
w parlamencie. Nie zbuduje się pomyślności narodu dzieląc ludzi i
obdarowując wspólnymi dobrami według własnego partyjnego interesu.
Dotyczy to wszystkich rządów i wszystkich partii. Nie warto zapominać,
że są sprawy państwowe i narodowe wymagające zgody na zasady podziału
wspólnie wypracowanych środków oraz gotowości do kompromisu, a nie
do walki. Należy do nich między innymi polityka wobec Unii Europejskiej
i krajowa polityka regionalna. |